Muzaj: To jest plan Vitala

Maciej Muzaj wyszedł na mecz z Francją jako podstawowy atakujący, co było zaskoczeniem dla niektórych, że to właśnie on, a nie Dawid Konarski dostali taką szansę. Co o meczu z Francją powiedział nasz atakujący?

Kiedy dowiedziałeś się, że wyjdziesz w podstawowej szóstce w meczu z Francją, czyli najważniejszym spotkaniu Turnieju Kwalifikacyjnego do Igrzysk Olimpijskich?
Maciej Muzaj: – Chyba dziś w szatni, albo wczoraj rano. Dokładnie już nie pamiętam. Nie byliśmy jednak do końca pewni wyjściowego składu, bo trener zawsze może zmienić zdanie.

Zagrałeś świetne spotkanie, zdobyłeś 9 punktów przy 54% skuteczności w ataku, tak naprawdę popełniłeś tylko jeden błąd. Czy ten mecz był planem na Ciebie?
– To jest plan Vitala Heynena na wszystkich (śmiech). Wychodzi nam znakomicie, popełniamy mało błędów i wygrywamy spotkania. Wszystko więc się sprawdza. Starałem się pomóc drużynie jak tylko mogłem. Nasz zespół zagrał niesamowicie w ataku, bloku, obronie i w polu serwisowym.To była mega przyjemność wystąpić na boisku.

Gdy obudziłeś się rano, to przeszło Ci przez myśl, że możecie wygrać spotkanie 3:0 czy raczej, że to będzie długi mecz?
– Nie spałem tej nocy w ogóle (śmiech). A tak na poważnie, wiedziałem, że to będzie ciężkie spotkanie, ale z drugiej strony wiedziałem też, że damy sobie radę. Damy z siebie wszystko, i że to będzie dobry mecz z naszej strony, bo byliśmy do niego przygotowani. Jedynym pytaniem było to, jak zagrają Francuzi. Okazało się, że nie byli lepsi od nas w żadnym secie.

Patrząc na mecz Francji ze Słowenią, można stwierdzić, że drzwi do Tokio są już dla Was otwarte?
– Nie ma jeszcze absolutnie czegoś takiego. Tak, jak dzisiaj rano po obudzeniu się myśleliśmy tylko o spotkaniu z Francją. To było najważniejsze. Tak już od ostatniego gwizdka spotkania z Trójkolorowymi najważniejszy jest mecz ze Słowenią, przynajmniej ten jeden set, który da nam awans. Trzeba go wygrać i iść po swoje. Nie myślimy o tym, że jesteśmy już bardzo blisko. Nie trzeba wiele, ale trzeba to jeszcze zrobić.

Przez lata utarła się opinia, że Maciej Muzaj nie kończy piłek w najważniejszych momentach. Czy ten mecz z Francją pozwoli odciąć się od tego stwierdzenia?
– Ja sam pozbyłem się tej łatki już dawno temu, tylko gdzieś ciągle mi ludzie o niej przypominają (śmiech). Ciężko mi o tym mówić. To jest opinia z zewnątrz, a na nią nie mam wpływu. Były takie momenty, kiedy to wszyscy po dwudziestym punkcie patrzyli na mnie i czekali aż mi coś nie wyjdzie. Wtedy mogli powiedzieć: “Muzaj, nie kończy po dwudziestym”. Ja staram się robić swoje. Cały czas chcę doskonalić swoje umiejętności.

Trudno będzie odciąć się od tych dużych emocji z meczu z Francją? Druga nieprzespana noc to nie jest najlepszy pomysł (śmiech).
– W moim przypadku są to na pewno bardzo duże emocje, ponieważ pierwszy raz wyszedłem w pierwszym składzie w tak ważnym turnieju. Biorąc pod uwagę całokształt, nasza drużyna jest jednak na tyle dojrzała i doświadczona, że wydaje mi się, że nie ma mowy o nadmiernych emocjach czy czymś, co mogłoby nam przeszkodzić w przygotowaniu się do kolejnego meczu.

Ostatni sezon spędzony w barwach Trefla Gdańsk wniósł wiele do Twojego siatkarskiego życia…
– Niewątpliwie, miniony sezon w Gdańsku i praca pod okiem Andrei Anastasiego dała mi bardzo dużo. Starałem się wykorzystać maksymalnie szansę jaką dostawałem podczas plusligowych meczów i spotkań w Lidze Mistrzów, gdzie całkiem dobrze nam poszło. Mogliśmy grać z najlepszymi. Później docenił mnie trener reprezentacji i dostałem powołanie. Zagrałem w Lidze Narodów. To wszystko złożyło się na to, że czuję się dzisiaj pewniej na boisku.

Z Gdańska: Ludmiła Kamer