Popiwczak: Bardzo duże rozczarowanie

Jastrzębski Węgiel w finale Pucharu Polski uległ ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle. Apetyty i nadzieje na „wyszarpanie” Pucharu niepokonanej do dzisiaj na polskich parkietach ZAKSIE, były duże. Niestety boisko szybko zweryfikowało, że zdecydowanie równiejszą i pewną grę prezentują kędzierzynianie. Swojego rozżalenia nie krył  libero górniczej drużyny, Jakub Popiwczak.

Rozgoryczenie duże?

– Bardzo duże rozczarowanie. Weszliśmy w mecz dobrze, prowadziliśmy kilkoma punktami i w końcówce robimy błędy, ZAKSA nas doszła i wygrała seta. Na pewno ten set miał przełożenie na dalsze losy meczu. Nie możemy tego odżałować, bo naprawdę wszyscy przyjechaliśmy na halę z wiarą, że uda nam się w końcu pokonać ZAKSĘ i to my podniesiemy do góry puchar.

Półfinał i finał, dwa dni, ale i dwa zupełnie inne mecze, jakby na boisko wyszedł ten „pogubiony” Jastrzębski z początku sezonu?

– Gra się tak jak przeciwnik pozwala, tak się mówi i coś w tym jest. W półfinale zagraliśmy bardzo dobrze, a w finale to ZAKSA zagrała dobrze mimo, że nie miała swojego mocnego ogniwa jakim jest niewątpliwie Deroo. Oni pokazali, że nie patrząc kto jest po drugiej stronie siatki, wychodzą i robią swoją robotę.

Drugi set, to siatkarski nokaut? Przegraliście do 13!

– Z jednej strony robiliśmy głupie błędy, które też nas dodatkowo wybijały z gry, a z drugiej strony Łukasz Kaczmarek miał dwie, czy trzy obrony w polu, gdzie podbijał piłkę w jakiś dziwnych rzutach. Po prostu ZAKSA grała bardzo dobrze i tą klasę przeciwnika trzeba docenić.

Trzeci set, nowa historia i udało się wyszarpać zwycięstwo. Jednak nie poszliście za ciosem. Co Wam na to nie pozwoliło?

– Przy takim wyniku to już różnie bywa. ZAKSA po tej końcówce pierwszego i po drugim secie zabiła w nas radość gry. Ciężko się podnieść po takim secie. Oni bardzo dużo blokują, dużo bronią, a to wszystko na dłuższej przestrzeni w jakiś sposób „wysysa energię” z przeciwnika. Wiadomo, przyjechaliśmy by wygrać, każdy chciał zwyciężać, ale przy tak broniącym zespole jak ZAKSA, ciężko jest chodzić po boisku i się uśmiechać mówiąc, że jest dobrze. W niedzielę nie było dobrze.

Frustruje fakt, że nie możecie „ugryźć” od kilku sezonów ZAKSY?

– Na pewno jest jeszcze o co grać i nie ma się co załamywać. W finale Pucharu Polski zagraliśmy z najlepszym zespołem w Polsce, z którym w naszej lidze jeszcze nikt nie wygrał. Mieliśmy potencjał na zwycięstwo, mieliśmy chęć do walki, ale się nie udało. Za dwa tygodnie ZAKSA przyjeżdża do Jastrzębia i u siebie postawimy im cięższe warunki, wyżej poprzeczkę niżeli w niedzielnym meczu. Mam nadzieję, że ZAKSA nie będzie się nam śniła po nocach, bo ja już sam nie wiem ile to już lat nie możemy wygrać z nimi (śmiech).

Od tygodnia w zespole jest nowy przyjmujący, Wojciech Ferens. Pokazał w finale Pucharu Polski, że może przydać drużynie?

– Wpasował się w grupę idealnie. Znał parę osób z drużyny już wcześniej, ma też taki charakter, że wiele mu nie trzeba, by szybko wejść w nowy zespół. Został na pewno wrzucony na głęboką wodę, ponieważ niedawno przyjechał, a tu już finał Pucharu Polski. Wiemy też jak to jest, gdy się zmienia piłki (we Francji gdzie grał Ferens, gra się Moltenami – przyp. red.), że trzeba jednak trochę czasu na to. Po przyjeździe do Jastrzębia w zasadzie mało co trenował regularnie, bo praktycznie od razu wyjeżdżaliśmy do Wrocławia. Myślę, że w niedzielę wszedł na boisko i pokazał klasę. Tym bardziej, że wszedł na boisko w trudnym momencie. Zmienił Christiana Fromma i dał radę. Trzeba powiedzieć, że też dzięki niemu wygraliśmy tą trzecią partię. Także fajnie, że jest z nami, a z czasem będzie jeszcze lepiej.

Rozmawiała: Ludmiła Kamer

Fot. Plusliga, Kowolik