Ferens: Było widać na boisku drużynę

Przyjmujący Aluronu Virtu CMC, Wojciech Ferens po meczu 19 kolejki nie krył radości z wygranej, ale i możliwości pojawienia się na boisku…

Uciekliście spod topora. Od 0:2 do 3:2, chociaż w trzecim secie mogło być różnie. Cieszą wygrane dwa punkty?
– Jasne. Trzeba przyznać, że Jastrzębie w pierwszych dwóch setach grało swoją grę. Może nie szczyt, ale swoją siatkówkę. Dla nas byli nie do dotknięcia. Cieszy to, że trener Kwapisiewicz znalazł w końcu optymalne ustawienie, które jak to się mówi kolokwialnie “zażarło”. Później już do końca wyglądała nasza gra fajnie. Fajnie też, że podczas tego meczu było widać na boisku drużynę. Było widać, że każdy miał swój udział, czuł się potrzebny zespołowi i każdy dał taką mała cegiełkę od siebie. Zmiany na zagrywkę, czy nawet podczas tego szukania optymalnego zestawienia na początku meczu, czuć było, że jest na boisku to coś, ta dobra energia. Myślę, że dla Jastrzębskiego porażka nie wiele zmienia, zaś dla nas te dwa punkty w ostatecznym rozrachunku, to może być ratunek.

Moment, który zmienił oblicze tego meczu?
– Może to nie była jednak akcja, ale przyszedł taki moment, kiedy zaczęliśmy dotykać więcej piłek w bloku, później podbijać je w obronie. Może nie każda akcja była przez nas skończona, ale widzieliśmy, że coś się dzieje w tym kierunku. Wcześniej to Jastrzębie kontrolowało każdą akcję. Jak nam zaczęło wychodzić na bloku, to zaczęło nas nakręcać, a do tego właśnie odczuwalny był team spirit.

Tie-break, to bardzo dobra gra Patryka Czarnowskiego na środku siatki.
– Zgadza się, ale nie zapominajmy, że mieliśmy dobre przyjęcie. Jastrzębie mecz rozpoczęło na wysokim poziomie w polu zagrywki. Nam było ciężko utrzymać w grze piłki po ich serwisie. Tie-break rządzi się swoimi prawami. Wytrzymaliśmy nerwówkę, dłuższy challenge (przerwa w grze z powodu niezgodnego wyniku z protokołem elektronicznym – przyp.red.) i udało się dowieźć zwycięstwo do końca. Nam, kibicom, zarządowi klubu to zwycięstwo było bardzo potrzebne.

Ta wygrana nadal daje Wam sporą szansę znalezienia się w fazie play off, a tam nawet poprawić wynik z rundy zasadniczej.
– Tak. Tym bardziej, że jeżeli nie zwiesimy głów i w każdym meczu będziemy walczyć do końca, tak jak z Jastrzębskim, to gdzieś tam cały czas matematycznie możemy wskoczyć do ósemki. W dalszym ciągu jest to w naszym zasięgu. To musi być już teraz męska gra do końca sezonu. Od nas zależy, czy pokażemy to co najlepsze i jak to się wszystko zakończy.

Poza dwoma punktami mam wrażenie, że ten mecz dał wam coś więcej. Pozwolił nieco odbudować ten potoczny mental, tą boiskową pewność siebie?
– Tego też na pewno szukaliśmy. Nie oszukujmy się, my nie jesteśmy grupką chłopaków do bicia, nie jesteśmy zespołem ludzi bez nazwiska, czy ambicji. Mamy taki skład, który pokazał się już na tyle w lidze, że nie przystoi nam grać tak jak w ostatnim czasie. Wiedzieliśmy, że nie cała sprawa leży w naszych umiejętnościach, ale też właśnie w mentalności drużyny, w prowadzeniu drużyny. Zostały podjęte konkretne kroki i zobaczymy. Może ten mecz zwycięski właśnie odwróci szalę i teraz to wszystko zaskoczy, a nasza gra będzie skuteczniejsza. Zobaczymy.

Suwałki, to kolejny rywal. Niby beniaminek, ale wiadomo, że łatwo tam nie będzie.
– W Suwałkach, to jest dla nas mecz za przysłowiowe sześć punktów. Ślepsk, to jest taki rywal, z którym przed sezonem w ciemno obstawialiśmy zwycięstwo. Także na pewno jedziemy na ten trudny teren się bić. Mamy tydzień na trening. Będzie czas aby się przygotować dobrze do tego meczu, bo wcześniej tego czasu też brakowało, no i pojechać do Suwałk, gdzie podróż jest długa i męcząca. A tam na miejscu dać z siebie “maksa”.

Porażka w europejskich pucharach paradoksalnie na tym finiszu ligowym może mieć swoje plusy? Mniej meczów, więcej czasu na regularny trening, itp.
– Niestety odpadliśmy z europejskich pucharów, ale rzeczywiście z drugiej strony przez to mamy w końcu taki pełny tydzień na trening. Wcześniej tego czasu brakowało, bo graliśmy praktycznie co trzy dni, dochodziły podróże. Natomiast od strony sportowej, to umówmy się, Spor Toto Ankara, to nie jest drużyna, z którą powinniśmy przegrać w złotym secie, czy w ogóle do niego doprowadzić.

Rozmawiała: Ludmiła Kamer


Fot. PlusLiga