Woicki: nadal wierzę w tę drużynę

Enea Czarni Radom nie rozpoczęli tego sezonu dobrze. Czarna serią trwa, kolejne punkty możliwe do zdobycia uciekają, a radomianie zamykają ligową tabelę. Porażka z mistrzem Polski nie może dziwić, ale to właśnie po tym meczu porozmawialiśmy z trenerem Pawłem Woickim.

Przegrać z mistrzem Polski to nie wstyd. Brakowało w tym meczu punktu zaczepienia?

– Nie wiem, czy nie było punktu zaczepienia. Na pewno Jastrzębski Węgiel zagrał dobre spotkanie. Gospodarze kontrolowali mecz, ale nam udawało się wracać. Dzięki dobrej zagrywce, dobrej kontrze. Jastrzębianie zagrali jednak na dużej pewności siebie, zwłaszcza Fornal, który wykorzystywał absolutnie wszystkie nasze słabości.

Można więc spodziewać się, że te słabości przestaną być waszą bolączką i zmienią się w coś pozytywnego?

– Pracujemy nad tym. Na pewno serwis wygląda dużo lepiej niż wyglądał. 5 asów, 12 błędów, to przyzwoity wynik. Wcześniej potrafiliśmy zrobić 20 błędów i jednego asa. Tym razem zawiodło przyjęcie, nawet bardzo zawiodło. Cały czas pracujemy. Na pewno są chęci do pracy, możliwości. Zawodnicy mimo wszystko są pozytywnie nastawieni. Chcą walczyć i chcą pokazać, że potrafią grać w siatkówkę.

Z meczu na mecz porażki, to musi być dołujące?

– Odgólnie nas nikt nie dołuje, bardziej sami siebie dołuje my, oddolnie. Nie mamy łatwego kalendarza, ale to nie są tłumaczenia. Trzeba grać dobrze w siatkówkę i na pewno w tych pierwszych meczach sezonu zawodziła nas zagrywka. W tym elemencie widać jakiś postęp i tego się będziemy trzymać. Będziemy też szukać kolejnych punktów zaczepienia, żeby coraz bardziej poprawiać grę.

Czy jest element, który na treningach wychodzi, ale nie jesteście w stanie przełożyć go na mecz?

– Na treningach potrafimy bardzo dobrze nabijać wysoką piłkę, odwracać ją. W meczu jednak dochodzą emocje. W takim spotkaniu, jak z Jastrzębskim Węglem pozwoliliśmy Huberowie w takich sytuacjach się zablokować siedem razy. W trakcie treningów takie rzeczy potrafimy wybronić, w spotkaniach trochę nam jeszcze do tego brakuje. Do 15. punktu gramy równo. Potem pojawia się jeden, drugi i trzeci błąd, i nagle wynik się rozjeżdża. To jest więc kolejna rzecz, nad którą musimy pracować — ciągłość dobrego grania.

Trudno dotrzeć do zawodników, kiedy gra nie przekłada się na punkty?

– Trzeba grać, pracować i szukać rozwiązań. W meczu w Jastrzębiu Zdroju trudną piłkę kiwamy w aut. Takie akcje trzeba zostawić po swojej stronie i spróbować skończyć ją jeszcze raz. Różnica pomiędzy nami i chłopakami z Jastrzębskiego Węgla jest taka, że oni te trudne piłki kończyli na dużej pewności siebie. Oczywiście, grając i wygrywając tyle meczów w PlusLidze, można mieć dużą pewność siebie. My natomiast w takich momentach się mylimy i to jest coś, nad czym też musimy pracować.

Po kolejnych porażkach cały czas wypowiada się trener pozytywnie. Nie ma narzekania na złą grę. Czy takie pozytywne wypowiedzi też mają na celu jakoś podnieść cały zespół?

– Narzekać to mógłbym na siebie. Na pewno muszę sprawiedliwie oceniać moich zawodników. Tak, jak na przykład wspomniane kiwki w aut. Pomimo przyzwoitej zagrywki, nadal zdarzają nam się niepotrzebne błędy. Może podeszli do tego tak, że z Jastrzębskim Węglem trzeba bardziej ryzykować w tym elemencie? Moim zdaniem w pewnych momentach te błędy były niepotrzebne.

Kalendarz także wam póki co nie służy.

– Od początku wiedziałam, że to nie będzie nasza łatwa droga. Nadal wierzę w tę drużynę. To są goście, którzy chcą się rozwijać, chcą iść do przodu. Nie ma tam zaciągniętego hamulca. Wydaje mi się, że walczą. Przyjechali na teren mistrza Polski i się nie poddali, chcieli grać, chcieli być lepsi w każdym elemencie. Te światełka świecą i kolejne się pojawiają.