Śliwka: jako kapitan jestem dumny z drużyny

Wypowiedzi szczęśliwców, czyli siatkarzy ZAKSY, która z piekła trafiła do nieba i pokazując charakter na boisku, mogła wznieść w górę Superpuchar Polski. Zobaczcie co mówił kapitan Aleksander Śliwka oraz rozgrywający, który wszedł i zmienił oblicze gry drużyny, Przemysław Stępień.

Przemysław Stępień – rozgrywający Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle

Wchodzisz na boisko jako jeden ze zmienników w trudnym momencie, można powiedzieć na “dogranie meczu”.Tymczasem odwracają się losy całego spotkania. Co czujesz?

– Ciężko mi mówić, nie wiem jak to się stało. Wchodziłem przy stanie 11:16 w trzecim secie, udało się jakimś cudem wyciągnąć tego seta. My, zmiennicy weszliśmy na boisko i daliśmy wszystko co mamy. Udało się przedłużyć mecz. W czwartym już narzuciliśmy rywalom trochę swój styl gry i nawet prowadziliśmy. Tie-breaku już niezaprzeczalnie na naszą korzyść. Cieszymy się ogromnie, bo wyciągniecie meczu z takiego wyniku nie udaje się często. Niesamowita sprawa.

ZAKSA pozwoli zaczyna słynąć z odwracania teoretycznie przegranych meczów. W zeszłym sezonie też odwróciliście kilka ważnych wyników.

– W zeszłym sezonie rzeczywiście było też dużo takich dreszczowców. Może jest taki styl ZAKSY, że nawet jak przegrywa zdecydowanie, to się nie poddaje i potrafi wrócić do gry, odmienić mecz.

Grałeś już kiedyś w takiej atmosferze i przy 10-tysiecznej publiczności mecz w sezonie ligowym?

– Chyba nie grałem jeszcze przy takiej atmosferze. Coś wspaniałego grać w Spodku przy pełnej publiczności. Cieszymy się tym bardziej, że w takich warunkach wygrywany Superpuchar.

Sezon dopiero się rozpoczął a już wiele problemów zdrowotnych. Chociaż u was, to można przewrotnie powiedzieć, że im gorzej tym lepiej?

– Oj nawet tak nie mówmy. Mamy swoje problemy, chyba jak każda drużyna. Musimy jednak sobie jakoś z tym radzić. W tym meczu pokazaliśmy kawał charakteru i serducha, które zostawiliśmy na boisku. Cieszymy się, że po dwóch poprzednich przegrzanych Superpucharach, w tym roku wygraliśmy i trofeum jedzie z nami do Kędzierzyna.

Zgodzisz się, że momentem zwrotnym w tym meczu, który poderwał was do wałki było wejście Chitigoi w pole serwisowe?

– Jak najbardziej. Młody chłopak, bo 18-letni, potrafi wejść przy takim wyniku, pełnej hali i takiej atmosferze! Tylko się cieszyć. Wszedł bez skrępowania, zaserwował dwa asy, kończył swoje piłki w ataku. Bardzo fajnie, że dostał od trenera szansę i potrafił ją wykorzystać w stu procentach.

Aleksander Śliwka – kapitan, przyjmujący Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle

Macie upragniony Superpuchar. To była droga z piekła do nieba?

– Ten mecz wymyka się kompletnie logice. Ciężko wytłumaczyć to, co się wydarzyło na parkiecie. Jastrzębski Węgiel dominował, my mieliśmy swoje szanse jedynie w końcówce drugiego seta, ale to nam się wymknęło. Wszystko zmierzało w jednym kierunku, nawet oficjale byli już gotowi, żeby wręczać nagrody.

Losy meczu odmienili zmiennicy?

– Tak, myślę że zmiany, których dokonał trener. Łukasz Kaczmarek poczuł ból, sztab szkoleniowy nie chciał ryzykować kontuzji i pogłębienia urazu. Marcin Janusz, który ma problemy z plecami również je czuł. Do tego zmiana Andreasa Takvama. Myślę, że to też będzie obrazek, który zapamiętamy z tego meczu, czyli kontuzje, zmiany spowodowane niestety zdrowiem zawodników. Od jakiegoś czasu próbujemy o tym mówić, niewiele osób nas słucha, niektórzy z nas się śmieją. Warto o tym pomyśleć jak najszybciej. Jesteśmy dopiero po 3. kolejce, a już mamy zawodników, którzy wypadają przez kontuzje przeciążeniowe. Nie chcę tutaj nikogo urazić, po prostu apeluje o to, aby ktoś o tym pomyślał i zadbał o zdrowie zawodników.

Sygnał do wałki dał Chitigoi w polu serwisowym?

– Daniel ma niesamowity potencjał. To, co pokazał w meczu o Superpuchar, to naprawdę coś wielkiego. Wejść w takim momencie i zrobić taką robotę w polu zagrywki, w ataku, czasem nawet w przyjęciu, to coś niesamowitego. Widać jego ogromną odporność psychiczną. Dzień przed meczem na treningu na 15 zagrywek zespuł 14. W meczu tylko jedną. To pokazuje, że ma głowę gotową, żeby grać o wielkie rzeczy. Naszą rolą, jako drużyny, jest to, żeby trzymać go na tej ścieżce, aby pozostał skromny i dalej ciężko pracował i osiągał niesamowite rzeczy.

Wygrała drużyna, cała czternastka?

– Jako kapitan jestem niezmiernie dumny z tej drużyny. Nie przestaliśmy wierzyć. Zawodnicy, którzy weszli z ławki dali ogrom pozytywnej energii i zarazili tym pozostałych. Muszę wyróżnić wszystkich kibiców, bo stworzyli niesamowitą atmosferę. Nasz klub kibica zasługuje na osobne gratulacje, zasługują, żeby również mieć ten puchar. Ani na moment nie przestali w nas wierzyć i ponieśli nas do tego zwycięstwa.

Muszę zapytać, jak Twoje zdrowie?

– Ja poczułem skurcze w łydkach. Mocne, spowodowane zmęczeniem w tym meczu. Raczej nic tam się nie stało, były to tylko zwykłe skurcze. Wiadomo, że mięsień jest spięty, może zaboleć Achilles. Nie chodzi o tylko o nas. Chłopaki z Jastrzębskiego Węgla również mają swoje kłopoty zdrowotne. Jurek Gladyr w tym sezonie nie zagrał jeszcze żadnego meczu, podobnie jak Moustapha M’Baye. Rafał Szymura miał swoje problemy, Norbert Huber musiał zejść przez kontuzje. Jeśli spojrzymy na wszystkie kluby PlusLigi, każdy ma swoje problemy. Nie wiem do końca czym one są spowodowane, choć się domyślam.

Kibice po raz kolejny stanęli na wysokości zadania i nie tylko na reprezentacyjnym meczu, ale i klubowym zapełnili Spodek?

– Cieszymy się z tej inicjatywy i gry na dużych halach rozgrywek klubowych. Tak samo było przy Pucharze Polski rozgrywanym w Krakowie, tak teraz w Katowicach. Hala jest pełna i niesamowita atmosfera, przypominająca tą z meczów reprezentacji Polski. Liczę, że to będzie taka mała tradycja, bo jak widać polskie drużyny klubowe również potrafią wypełniać duże hale.

Rozmawiała: Ludmiła Kamer, fot. Sumara/PlusLiga