Popiwczak: Obojętnie z kim, chcemy wygrać

Libero Jastrzębskiego Węgla, Jakub Popiwczak brał udział w “kosmicznym graniu” na rzecz WOŚP. Przy tej okazji porozmawialiśmy z nim również o zbliżającym się meczu Pucharu Polski.

Nieźle sobie radzisz w ataku. Kiedy ostatnio miałeś możliwość poatakować?
– Kilka razy się zdarzyło. Da się, da się zaatakować mimo, że libero nie wygląda, to zaatakować potrafi (śmich).

Spotykamy się podczas Legendarnego Kosmicznego Meczu. Długo zastanawiałeś się nad przyjęciem zaproszenia?
– Nie zastanawiałem się, bo wydaje mi się, że każdy chce pomagać, szczególnie na taki cel jak WOŚP, to już w ogóle nie było się nad czym zastanawiać. W naszym kraju jest to akcja bardzo powszechna i wydaje mi się, że każdy jak tylko ma czas i możliwość to wspomaga WOŚP. Bardzo się cieszę, że mogę uczestniczyć w tym Kosmicznym Meczu i w jakiś sposób się przyczynić do zbiórki, a jestem tu po raz pierwszy. W poprzednim roku byli zaproszeni ci bardziej światowi siatkarze, w tym roku trafiło na nas, Polaków (śmich). Oczywiście to nie ma wielkiego znaczenia, bo każdy z nas chętnie wspomaga takie akcje, a tu w Jastrzębiu szczególnie każdy z nas jest w jakiś sposób znany i rozpoznawalny, więc jak możemy wesprzeć swoją osobą takie akcje, to zawsze chętnie.

Mieliście trochę wolnego wymuszonego przez kwalifikacje do IO. Jak spędziłeś ten czas?
– Tak naprawdę mieliśmy ponad tydzień wolnego. Także mieliśmy normalne święta i Nowy Rok. 2 stycznia spotkaliśmy się na treningu po przerwie. Zaczęliśmy robić taki mini okres przygotowawczy, bo wiadomo, że po ośmiu, czy dziewięciu dniach przerwy trzeba na nowo się wdrożyć.

Weszły większe obciążenia na siłowni?
Tak, troszkę cięższa siłownia. Trochę inny trening, ale i dla nas to jest co innego. Jak się jest w tym cyklu meczowym, gdzie gra się co trzy dni, to treningi wyglądają inaczej. Po przerwie też wraca się inaczej. Jednak taka przerwa w rozgrywkach była nam też potrzebna. Mogliśmy odpocząć, zresetować głowy i teraz każdy może na nowo wystartować z pełną mocą, a zaczynamy ostro bo już w środę mecz Pucharu Polski, później liga, Liga Mistrzów. Terminarz ciężki, ale będziemy się bić z każdym, na każdym polu.

W 1/4 Pucharu Polski trafiliście na Trefl Gdańsk. Dobre losowanie?
– Wydaje mi się, że obojętnie na kogo byśmy nie trafili, to byłoby ciekawie. Mecze z I ligą tylko z pozoru wyglądają na łatwe. Pojechalibyśmy na obcą halę, a wiadomo, że drużyna z I ligi zawsze chce się pokazać przed własną publicznością. Oni walczą o prestiż, o kibiców, a decyduje jeden mecz. Z naszej ligi był wybór Olsztyn albo Gdańsk. Z Olsztynem przegraliśmy ostatni mecz, więc na pewno chcielibyśmy pokazać się z lepszej strony i wziąć rewanż. Gdańsk, to drużyna z którą dobrze skończyliśmy 2019 rok, bo wygraliśmy. Także obojętnie z kim, chcemy wygrać, a w głowie nam Final Four Pucharu Polski. Nie wyobrażam sobie żeby się coś niedobrego wydarzyło. Później przejdziemy do europejskiej siatkówki i ligi. Naprawdę styczeń mamy bardzo napięty, ale miejmy nadzieję, że zakończymy ten miesiąc zadowoleni. Mamy powody by tak myśleć i czujemy się mocni. Najlepiej pokazują to koledzy, którzy pojechali na kadrę i zaprezentowali naprawdę dobry poziom, myślę o Lukasie Kampie i Christianie Frommie.

Z Treflem ostatnio wygraliście w lidze, jednak ten mecz PP może okazać się trudniejszy. Rywal będzie chciał się zrewanżować.
– Spodziewamy się trudnego meczu. Ten poprzedni mecz pokazał gdańszczanom, ale i nam udowodnił, że jak gramy na swoim poziomie, to jesteśmy bardzo trudni do pokonania. Na pewno rywal będzie miał do nas respekt. Z drugiej strony z tego co pamiętam, to ich liderzy nie zagrali jakiś super zawodów, więc teraz mogą postawić cięższe warunki. My musimy być pewni siebie i swoich możliwości. Musimy wyjść i pokazać swój poziom gry.

Wracając jeszcze do kwalifikacji do IO. Finał rozstrzygnął się na korzyść Francji, która wygrała z Niemcami. Przyznasz się której ekipie bardziej kibicowałeś?
– Robiliśmy sobie zakłady w klubie i obstawialiśmy kto wygra. Ja obstawiłem Francuzów i to im kibicowałem w finale. Z drugiej strony Niemców bardzo fajnie się oglądało. Szczególnie, że z Lukasem Kampą gram już chyba czwarty sezon, z Christianem Frommem drugi, także fajnie było patrzeć jak sobie radzą. Niemcy jako drużyna byli takim underdogiem tych kwalifikacji, a doszli do finału i pokazali się naprawdę z dobrej strony. Było widać, że każdy mecz ich budował, fajnie się cieszyli, naprawdę miło się to oglądało. Z drugiej strony był Julien Lyneel, więc serce było rozdarte.

Rozmawiała: Ludmiła Kamer