Kadziewicz: Karierę to zrobił Zbyszek Boniek

Na luzie z Łukaszem Kadziewiczem, o siatkówce, Rosjanach i książce.

 

 

Teraz na halach sportowych jest niezły Meksyk. Całe rodziny przychodzą na mecze, na trybunach zasiada 10-15 tysięcy ludzi. A jak to było te kilkanaście lat temu jak zaczynałeś z siatkówką?

-Nasz kraj się rozwija. Jak ja zaczynałem to nie było hal. Siatkówka wyrosła z tego marazmu lat 90. Dzisiaj mamy piękny produkt. Ja się bardzo cieszę, że mogłem uczestniczyć w tym rozwoju. Mam nadzieję, że po tym jak skończyłem przygodę ze sportem to siatkówka cały czas się będzie rozwijała na moich oczach, a ja będę brać cały czas udział w tym rozwoju. W innej tylko formie. Siatkówka to jest coś pięknego. Kiedyś była niemowlakiem, teraz jest pięknym młodzieńcem. Myślę, że ta dyscyplina będzie cały czas ewoluowała.

 

 

-Na każdym kroku podkreślasz to słowo przygoda ze sportem, przygoda ze siatkówką. Czemu nie kariera?

Bo karierę to zrobił Zbyszek Boniek w piłkę nożną, albo Mariusz Wlazły a nie ja.

 

Okej, ale przecież zdobyłeś srebrny medal Mistrzostw Świata w Japonii

-Nie no jasne, ale wiesz, ja to postrzegam jako przygodę. Ktoś może postrzegać mój czas spędzony na boisku jako karierę. Ja osobiście postrzegam to jako przygodę. Nie jest to lalusiowanie czy płakanie. Mam świadomość tego co zdobyłem. Ale też widziałem ludzi, którzy byli o głowę silniejsi, mocniejsi, mieli większą walizkę wypchaną medalami. Niech oni robią karierę. Ja zostanę na etapie przygody. I tak było super!

 

Wiesz z czym mi się będzie kojarzyć nazwisko Kadziewicz?

-Nie? (śmiech)

 

No to Ci powiem. Pamiętam te mistrzostwa w Japonii w 2006 roku. Stanąłeś na zagrywce i ustrzeliłeś Poltavskiy’ego (śmiech)

-(śmiech) Nawet jak o tym zapominam, to wiele osób mi o tym przypomina. To były miłe chwile. Fajnie, że mi wtedy weszło, bo nie wiem jakby było teraz (śmiech). Będę bohaterem tej jednej akcji.

 

Przez tą bohaterską akcję, nie poszłam do szkoły ! Cały turniej oglądałam!

-No widzisz, nie chodziłaś do szkoły, to znaczy że turniej był dobry no i medal przywieźliśmy. Pokolenia idą do przodu i ktoś się znajdzie i przypomni sobie, że był tam taki koleś w przydługich włosach. Jesteś jeszcze młoda no a ja już kończę (śmiech), ale też to pamiętam.

 

I był jeszcze taki koleś w blond włosach w Jastrzębiu. Czuje się takim dużym dzieckiem jak nie dinozaurem (śmiech) bo pewna era w polskiej siatkówce się kończy.

-Nie przejmuj się, ja też się czuję takim dużym dzieckiem. Ale takim podobno się łatwiej żyje (śmiech).

 

W Polsce mówi się, że Rosjanie to w dużej mierze alkoholicy. Grałeś tam, więc to prawda co mówią te nasze polskie stereotypy?

-Nie chce walczyć z wiatrakami i odwracać historii. Ja poznałem fajnych Rosjan. Jest duża grupa niefajnych (śmiech) ale ja poznałem tych fajnych (śmiech). I nie byli alkoholikami! Byli świetnymi siatkarzami. Wspaniałymi kolegami. Otrzymałem od nich wielką pomoc. Do dzisiaj mamy kontakt. Nie każdy Rosjanin jest Putinem czy Spiridonovem (przyp.red Alexy Spiridonov- siatkarz, reprezentant Rosji), mają też normalnych obywateli.

 

Grałeś też w Szachciorze Soligors, Surgcuie, Włoszech, Polsce. Która z tych lig Cię najbardziej urzekła?

-Każda! Każde nowe miejsce. Kultura, język, kuchnia, religia, ustrój polityczny. Za każdym razem, każdy sezon jak wsiadałem w samolot to był inny. Zbierałem nowe doświadczenia. Te kraje, w których spędziłem czas pomagały mi kreować siebie jako człowieka. Mam świadomość, że każdy z nas jest inny. Trzeba być wyrozumiałym, cierpliwym. Dzięki temu, że grałem parę sezonów za granicą, mój horyzont jest trochę szerszy. Ktoś może powiedzieć, że gówno wiem, ale spoko, takie będzie jego zdanie. Ja się cieszę, że miałem przyjemność grania w tylu miejscach. Z większości tych miejsc, mam same dobre wspomnienia.

 

Szejkowie też Cię kasą skusili

-Nie, wcale nie zarobiłem tam dużych pieniędzy. Nikt mi nie proponował zmiany obywatelstwa i innych historii. Fajnie, ciepło, szklane domy, kupa szmalu. W sensie kupa szmalu na ulicy (śmiech), inny sposób życia, religia jedzenie. Wszystko jest inne. Dzięki temu, że grałem w siatkówkę, miałem przyjemność zobaczenia miejsca, które jest przepełnione.

 

I miałeś okazję także zagrać w Klubowych Mistrzostwach Świata, a to przecież nie każdemu się zdarza.

-Fajna impreza. Na pewno gdyby była w Europie, to oglądałaby to nie garstka zamożnych, tylko wielu fanów spragnionych siatkówki. Poziom był wysoki. Fajnie, że w jednym miejscu zebrało się tyle osobowości siatkarskich i serio cieszę się, że mogłem w takim projekcie brać udział.

 

Siatkówka siatkówką, ale teraz wkraczasz w nową rolę. Jaki masz pomysł na „Kadziu Projekt”?

-Skoncentruję się na razie na siatkówce. Zaczyna się kadra. Mamy przepełniony sezon reprezentacyjny. Kibice chcą wiedzieć jak najwięcej. Ja na pewno pomogę. Pomysłów mam pełną głowę. Polsat pomoże mi to zrealizować (śmiech). Będę też gościem w studiu. Dużo wyzwań przede mną, ale wiem że sobie poradzę. To Wy mnie ocenicie. Jeżeli będzie coś nie tak, to zacznę w życiu robić coś innego.

 

W tamtym roku głośno było o książce, teraz to ucichło, ja nadal czekam bo już nie mam co czytać

-A w tym roku będzie jeszcze głośniej. Książka jest. Zostanie wydana. Nawet prowadzę mocno zaawansowane rozmowy z ludźmi, którzy pomogą mi ją sfinansować. Wejdę na rynek i czekam na Pulitzera (śmiech).

 

Wierzę, że dostaniesz! A powiedz, czego można się spodziewać w tej książce? To będzie taka siatkarska spowiedź i rozgrzeszenie „złego chłopca polskiej siatkówki”? (śmiech)

– Rozgrzeszać się mogę przed bliskimi. Mamą, tatą, żoną, córką. A czy to będzie spowiedź? Nie, chyba jeszcze za wcześnie na spowiedź. Jak będę się wybierał do dębowej jesionki to może wtedy powiem całą prawdę (śmiech)

 

Z Łukaszem Kadziewiczem rozmawiała Paulina Toroń.