Kaźmierczak: Lepiej brzydko wygrywać, niż ładnie przegrywać.

Środkowy Wojciech Kaźmierczak o transferze do Kędzierzyna, grze ZAKSY i meczu z Olsztynem

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle w 8 kolejce PlusLigi pokonała na własnym parkiecie Indykpol AZS Olsztyn 3:1, ulegając gościom na przewagi w partii otwarcia. Od drugiego seta, to ZAKSA dyktowała grę. Wojtek Kaźmierczak rozegrał cały mecz, zdobywając 5 punktów – 3 blokiem, zaserwował 1 asa i skończył 1 atak (50%).

Co powiedział o tym meczu i nie tylko kędzierzyński środkowy?

L.K. – Transfer owiany wielką tajemnicą. Cisza i nagle w składzie ZAKSY pojawia się nazwisko Kaźmierczak. Dlaczego tak „po cichu” wróciłeś do Kędzierzyna?

W. K. – Nie wiem czy owiany tajemnicą. Ja dosyć długo szukałem pracodawcy i tak się stało, że klub, w którym spędziłem kilka lat potrzebował środkowego.

Ty przypomniałeś się klubowi, czy to ZAKSA upomniała się o Ciebie?

– To może niech zostanie naszą słodką tajemnicą (śmiech). Najważniejsze, że dość szybko doszliśmy do porozumienia. Podpisaliśmy kontrakt praktycznie zaraz po wstępnych rozmowach. Mam nadzieję, że to będzie dobry sezon zarówno dla klubu, jak i dla mnie. Mam nadzieję, że na coś się przydaję.

Jak się wraca na „stare śmieci”? W zasadzie zarówno drużyna, jak i władze klubu się zmieniły w tym czasie, ale zostało miasto, kibice i starzy znajomi.

– Zmiany „u góry” nas nie powinny interesować. Wiadomo, my mamy swoją pracę do wykonania i na tym musimy się skupić. Mamy pracować ciężko i całe swoje zdrowie zostawiać na boisku. Cztery lata spędziłem w Kędzierzynie, więc znam trochę to środowisko, mam tutaj bardzo dużo znajomych. Cieszę się z tego powrotu. Kibice również o mnie nie zapomnieli, także wszystko jest OK.

Zaczęliście sezon nienajlepiej. Takie złe dobrego początki?

– Miejmy nadzieję. Jak ktoś mądry kiedyś powiedział, nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Cele się nie zmieniają. Mamy bardzo mocną drużynę, duży potencjał, tylko musimy poczuć zwycięstwa. Dostać takiego kopa, dodatkowy bodziec, który popchnie nas dalej. Wiadomo, że lepiej brzydko wygrywać, niż ładnie przegrywać.

Ostatni mecz graliście z Olsztynem. Wygrana 3:1, ale niespodziewane chyba jednak męczarnie w partii otwarcia?

– Walczymy cały czas i do każdego meczu podchodzimy maksymalnie skoncentrowani, by pokazać jak najlepszą grę. Pierwszy set, uciekły dwie-trzy piłki w końcówce i przegraliśmy na przewagi. Ten set w ogóle był dziwny. Najpierw przegrywaliśmy, by zrobić później serią pięciu, czy sześciu punktów, a następnie znowu cztery punkty nam uciekły przez własne błędy. Strasznie szarpana gra była w tym pierwszym secie. Udało się ustabilizować zagrywkę, główny element naszej gry. Nie psuliśmy serwisu jak to się działo w pierwszym secie. Podjęliśmy ryzyko, które się opłacało. To było kluczem do zwycięstwa, a dodatkowo cierpliwa gra.

Spodziewaliście się, że Olsztyn aż tak wysoko zawiesi poprzeczkę?

– Tak. Wiemy w jakiej sytuacji jest Olsztyn i w jakiej sytuacji jesteśmy my. Każdej drużynie brakuje punktów, oni też muszą wygrywać, tak jak my. Spodziewaliśmy się tak ciężkiego meczu.

Po drugiej stronie siatki starzy znajomi i ostra wymiana zdań pod siatką. Iskrzyło momentami aż za bardzo?

– Wiadomo, że nikt tutaj nie odpuszczał szczególnie, kiedy wynik był na styku. To jest normalne, w końcu grali faceci (śmiech). Na boisku nikt się nie położy żeby oddać koledze po drugiej stronie siatki punkt. Jednak po meczu zapominamy o tym i jesteśmy kumplami.

Kolejki uciekają, wiec teraz zaczyna się szukanie punktów.

– Oczywiście. Kolejki uciekają, po ośmiu mamy zaledwie 10 punktów, więc trochę ich brakuje. Kolejne dwa mecze gramy u siebie, na swojej hali, przy swoich kibicach. Nie będziemy musieli wyjeżdżać, a co za tym idzie będziemy mogli spokojnie przygotować się, potrenować. Teraz musimy po prostu wygrywać, niezależnie od rywala. Za dużo sobie pofolgowaliśmy od początku sezonu (śmiech).

Warszawa i Radom, to kolejni rywale. Teoretycznie łatwiejsi, ale chyba trochę nieprzewidywalni.

– Kolejne cztery mecze mamy z teoretycznie słabszymi rywalami. Tylko wiadomo, Politechnika lubi robić niespodzianki, a Radom obojętnie z kim, to gra swoje, więc też nie będzie z nimi łatwo wygrać.

Z meczu na mecz jednak prezentujecie się coraz lepiej. Wchodzicie powoli na swój poziom gry?

– Na pewno są postępy chociażby, dlatego, że zaczęliśmy wygrywać. Zwycięstwa budują – to jest oczywiste. Nie roztrząsa się w głowie porażek, nie analizuje błędów. Powiem tak, na chwilę obecną jest dobrze i niech tak zostanie.

 

Rozmawiała: Ludmiła Kamer