Zajder: Wróciły demony – punkty tracone seriami

Mciej Zajder, środkowy Indykpolu AZS Olsztyn w krótkiej rozmowie po meczu z ZAKSĄ

Pierwszy set w Kędzierzynie był bardzo zacięty i wyrównany. Olsztynianie podjęli opłacalne ryzyko w polu zagrywki, co przełożyło się również na grę w ataku. Ostatecznie partia otwarcia zakończyła się dopiero stanem 32:34 i niespodziewanie AZS objął prowadzenie w meczu. Niestety kolejne sety, to powrót „starej” gry akademików – błędy własne, nerwy, brak ryzyka na zagrywce. Natomiast Zaksa mając pod kontrolą wynik, wzmocniła zagrywkę, bardzo dobrze czytała grę na siatce, a w konsekwencji wygrała spotkanie za trzy punkty.

ZAKSA – AZS 3:1 (32:34, 25:19, 25:15, 25:19).  MVP: Dominik Witczak

 

O meczu 8 kolejki PlusLigi pomiędzy ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, a Indykpolem AZS Olsztyn rozmawiałam ze środkowym Maciejem Zajderem.

 

L.K. – Jak się czujesz w Olsztynie? Po sezonie spędzonym w Treflu opuściłeś piękne miasto Gdańsk…

M.Z. – …I trafiłem do pięknego miasta Olsztyn, w którym czuję się bardzo dobrze. Co ważniejsze, wróciłem do zdrowia. Może początek sezonu był kiepski, ale szukam pozytywów. W Kędzierzynie rozegrałem całe spotkanie. Także jestem zadowolony, że rozegrałem mecz, a nie z meczu.

 

Jeżeli chodzi o mecz, to pierwszy set napawał optymizmem. Walczyliście jak równy z równym. Później niestety wróciły stare bolączki…

– Ja miałem nadzieję, że bardzo ciężko, ale jednak wygrany set nam pomoże i później już będzie bardziej z górki. Niestety okazało się, że jest inaczej. Tak jak powiedziałaś, wróciły demony z poprzednich przegranych meczów, czyli punkty tracone seriami. Jak taka seria się zdarzy na początku, czy w połowie seta, to niestety później ciężko się goni i odrabia. W pierwszym secie ta sztuka się udała, ale później niestety już nie. Cały czas mamy problem z traconymi serią punktami. Gdybyśmy grali równo, to jesteśmy w stanie nawiązać walkę, ale nie da się tego zrobić tracąc w jednym ustawieniu pięć, sześć punktów.

 

W poprzednich meczach oglądałeś kolegów z boku, teraz widziałeś grę z perspektywy boiska. Dużo zgrania, czasu jeszcze potrzebujecie, by pokazać swój potencjał?

– Wyniki pokazują, że bardzo dużo brakuje. Na pewno nie jest jednak aż tak źle. Na treningach wygląda to dobrze. Także nie wiem dlaczego nie przekładamy tego na mecz. Liczę na to, że pierwsze pewne zwycięstwo, ale takie pewne, wysoko w każdym secie, gdzie zaprezentujemy siatkówkę, jaką potrafimy grać, wleje w nasze serca i głowy pewność siebie. Pozwoliłoby nam to rozgrywać kolejne mecze w taki sposób, by nie tracić punktów seriami, ryzykować zagrywką, dobrze przyjmować. W meczu z Zaksą pokazaliśmy, że jak ryzykujemy zagrywką, to potrafimy być skuteczni na siatce i odrabiać punkty. Natomiast, jeżeli tego ryzyka brakowało, to Zaksa miała większą siłę w ataku i od razu ryzyko pokazywała również na zagrywce.  Na siatce Kooy rozegrał bardzo dobry mecz. Atakował bardzo mocno, ciężko było go zatrzymać blokiem, a Zagumny mocno go wykorzystywał w tym spotkaniu.

 

Pod siatką mocno iskrzyło. To wynikało ze świadomości, iż Zaksa jest do „ugryzienia”, a najnormalniej w świecie Wam nie szła własna gra?

– Na pewno to, że w którymś momencie nie idzie, to szuka się wytłumaczenia do tego. Jednak trudno nie wyrazić też swojej złości jak słyszymy i widać to wyraźnie, że atakujemy po bloku, a sędzia nie daje punktu. Nie chce narzekać na sędziów, bo nie przegraliśmy jednym czy dwoma punktami. Niemniej jednak mało, że nie idzie, to jeszcze takie pomyłki się zdarzają, to daje taką iskrę i odcina chyba po części rozsądek. Łatwo wtedy się zagotować, przez co z trudem wykonuje się nawet takie najprostsze elementy.

 

Przed Wami dwa mecze we własnej hali, przy własnej publiczności. Mecze, które muszą dać Wam punkty – z Będzinem i Warszawą.

– Tak. Teraz mamy cztery kolejne mecze (Będzin, Warszawa, Radom i Kielce – przyp.red.), w których musimy szukać punktów. Potrzebujemy punktów, bo później będzie bardzo ciężko przystąpić do kolejnej rundy rozgrywek. Musimy gromadzić każdy wygrany punkt.

 

Macie czas na regularne treningi? Gracie dwa mecze w tygodniu, a podróże dla Was są długie, bo większość aż na południe Polski.

– Zdecydowanie nie ma czasu na poprawienie jakichkolwiek braków technicznych, czy zgrania. Gramy co trzy dni, potrzebujemy też po meczu dzień odpoczynku na regenerację i zostaje tak naprawdę jeden trening czysto siatkarski, bo znowu trzeba odbyć podróż. Dla nas z reguły są to podróże około dziewięciogodzinne. Także wychodząc na trening po takiej podróży też człowiek nie jest w stu procentach gotowy. Trener bierze to wszystko pod uwagę i dlatego te treningi też nie wyglądają tak jak mogłyby wyglądać.

 

Czas działa jednak na Waszą korzyść.

– Mam nadzieję, że tak jest. Chciałbym by nasza gra z meczu na mecz wyglądała lepiej. Ze swojej strony mogę obiecać, że robimy wszystko, by tak właśnie było, by wygrywać kolejne mecze.

 

Rozmawiała: Ludmiła Kamer